w

Joanna Racewicz wspomina dzień, w którym jej mąż zginął w katastrofie. Nie była w stanie dokończyć wywiadu. „Zaczęłam dzwonić do Pawła”

Joanna Racewicz, Paweł Janeczek - fot. Instagram @joannaracewicz
Joanna Racewicz, Paweł Janeczek - fot. Instagram @joannaracewicz

Joanna Racewicz dotkliwie przekonała się o tym, jak bolesna potrafi być strata bliskiej osoby. Jej mąż był jedną z ofiar, które zginęły w katastrofie smoleńskiej. Mimo iż od tragedii w tym roku minie 14 lat, wciąż targają nią silne emocje.

10 kwietnia 2010 roku, to data, która kojarzy się wszystkim z katastrofą smoleńską. To jeden z najtragiczniejszych dni we współczesnej historii Polski. To właśnie wtedy rozbił się samolot wojskowy Tu-154, na którego pokładzie znajdowało się 96 pasażerów, w tym ówczesny prezydent RP Lech Kaczyński, jego żona, Maria Kaczyńska oraz m.in. porucznik Biura Ochrony Rządu, Paweł Janeczek, prywatnie mąż Joanny Racewicz. Dziennikarka nie raz wspominała o tym, że to wydarzenie zmieniło jej życie i mimo upływu lat, wciąż bardzo tęskni za ukochanym, z którym doczekała się syna.

Joanna Racewicz wraca wspomnieniami do dnia, w którym doszło do katastrofy smoleńskiej

Joanna często publikuje w sieci poruszające wpisy, w których daje upust tęsknocie oraz pielęgnuje pamięć o zmarłym mężu. Ostatnio miała okazję udzielić wywiadu, podczas którego reporterka Świata Gwiazd zapytała ją, co robiła 10 kwietnia 2010 roku. Okazuje się, że tego dnia udała się do pracy i nie przeczuwała, że w ułamku sekundy jej życie zamieni się piekło.

Ja byłam w pracy. Dokładnie pamiętam to miejsce, to jest zbieg Niepodległości i Odyńca. Tam była taka restauracja, gdzie byłam umówiona w ramach „Dzień Dobry TVN” z Anią Dąbrowską. Miałyśmy kilka takich wejść podczas całego bloku, miałyśmy rozmawiać o jej nowej płycie, o przygotowaniach do bycia mamą. W domu z nianią został niespełna 2-letni wtedy synek.

Pierwsze wejście na antenę miało miejsce dokładnie jedenaście minut przed tym, jak Tu-154 rozbił się w Smoleńsku.

Odbyło się pierwsze wejście, program zaczął się o 8:30, zrobiłyśmy pierwszą rozmowę i w przerwie reklamowej ktoś otworzył komputer i pamiętam takie zdanie: „Boże, słuchajcie, możemy nie mieć prezydenta”.

Z minuty na minutę atmosfera zaczynała gęstnieć, a sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Można sobie tylko wyobrazić, jakie emocje targały Racewicz, która tak naprawdę nie wiedziała, czy ktoś przeżył i co dzieje się z Pawłem Janeczkiem.

Zaczęłam dzwonić do Pawła, jego telefon był wyłączony. Nie odbierał. I sygnał jak przy trybie samolotowym. Dzwoniłam do jego kolegi, który odebrał, jakaś taka dziwna wymiana zdań, „poczekaj, sprawdzam”. Ja zrozumiałam, że on jest na tym pokładzie.

Producent programu zatroszczył się o nią i odwiózł ją do domu. Po powrocie nie była w stanie o niczym myśleć i niewiele z tego pamięta. To z telewizji dowiedziała się, że jej mąż zginął.

A potem pamiętam tylko tyle, że już nie było następnego wejścia, że Remik, który był wtedy producentem tego wydania, odwiózł mnie do domu. Chociaż ja się upierałam, że pojadę sama, ale „nie, nie, nie, nie pojedziesz sama, ja cię odwiozę”. No i potem zaroiło się w domu od ludzi, a ja mogłam tylko przytulać Igora i o niczym innym nie myślałam. Pamiętam ten brzęczący telewizor, Jarek Kuźniar i Beata Tadla, i to Beata powiedziała: „Paweł Janeczek”, wymieniających tych, którzy byli na pokładzie.

Joanna wyjaśniła, że tak naprawdę Pawła miało nie być na pokładzie samolotu. Na krótko przed wylotem zamienił się z kolegą, ponieważ chciał świętować wraz z nią 2. urodziny ich synka.

No przecież wiedziałam, że tam był. Chociaż to nie była jego kolej. Miał dwa tygodnie później lecieć do Nowego Jorku z prezydentem, ale wybrał ten lot i zamienił się z kolegą, bo chciał być na urodzinach synka. 23 kwietnia Igor miał urodziny. Zresztą była taka rozmowa między nami: „Co wybrać Joasiu?”, „A chcesz być kochanie na urodzinach syna?”, „No pewnie”, „To bierz Smoleńsk”. Kilka dni później ten kolega, z którym się zamienił, niósł na ramieniu jego trumnę, płacząc jak bóbr.

Po tym wyznaniu dziennikarka przerwała na chwilę wywiad. Gdy emocje nieco zelżały, przyznała, że w rzeczywistości czas nie leczy ran.

Czas nie leczy ran, wcale. Gdybym miała jakoś nazwać funkcję czasu w tym przypadku, w każdym innym zresztą, to on oswaja z tym, z czym masz się zmierzyć. Niczego nie leczy. Może uczy nowych kroków, nowego oddechu, trochę bardziej płytkiego.

Racewicz została zapytana również o samodzielne macierzyństwo. Przyznała, że nie było łatwo i teraz też pojawiają się trudności, ponieważ jej syn dorasta. W końcu jednak udało im się oswoić z tą sytuacją.

[…] Na początku trzeba dzielić świat i czas na małe kawałki. Pamiętam taki moment, że wyobrażenie sobie, co będzie za miesiąc, było jak lot na Księżyc. Oswoiliśmy tę rzeczywistość, myślę, że tak już możemy powiedzieć. Chociaż teraz, w momencie kiedy mój syn jest w trudnym momencie dorastania i takiej adolescencji, to jest wyzwanie. (…) Ja nie muszę być tatą, ja nie będę tatą, nigdy. Żadna z nas, które samodzielnie wychowują dziecko, nigdy nie będzie tym drugim rodzicem. Jeśli z jakiegoś powodu go nie ma, to możemy być tylko mamą. Jedyne, co możemy dać dziecku, to bezgraniczną miłość.

Google News
Obserwuj w News i bądź zawsze na bieżąco!

Napisane przez Magda Kwiatkowska

Fotograf amator, wielka fanka kryminałów i literatury fantasy. Niespełniona pisarka, która od najmłodszych lat marzy o tym, by wydać własną książkę. Bez opamiętania śledzę to, co obecnie dzieje się w świecie show-biznesu, by odsłaniać przed wami kolejne sekrety gwiazd.

Chcesz zadać mi jakieś pytanie? Wyślij e-mail na adres magda@chaosmedia.pl

Blanka Lipińska - fot. Instagram @blanka_lipinska

Blanka Lipińska nie miała łatwego życia. W pewnym momencie ledwo wiązała koniec z końcem. „Nie jadłam, bo musiałam kupić bilet”

Monika Mrozowska, Gabriela Kownacka - fot. Instagram @monikakingamrozowska, AKPA

Monika Mrozowska po latach zdradziła, jak diagnoza Gabrieli Kownackiej wpłynęła na „Rodzinę zastępczą”. „Nie dopuszczaliśmy myśli o najgorszym”