w

Tragedia w Poznaniu. 5-letni Maurycy zginął z rąk nożownika. Mężczyzna, który go zatrzymał, wszystko opowiedział. „Proś Boga, żeby on żył”

Poznań, Łazarz, Karwowskiego/Łukaszewicza, śmierć 5-letniego Maurycego - fot. screenshot Google Street, Pixabay @kropekk_pl
Poznań, Łazarz, Karwowskiego/Łukaszewicza, śmierć 5-letniego Maurycego - fot. screenshot Google Street, Pixabay @kropekk_pl

Tą tragedią od środy żyje cała Polska. Około godziny 11 na poznańskim Łazarzu nożownik śmiertelnie ranił 5-letniego Maurycego. Mimo błyskawicznie udzielonej pomocy chłopiec nie miał szans na przeżycie. Mężczyzna, który zatrzymał nożownika, wszystko zrelacjonował. Dlaczego nikt nie zareagował?

Dramat rozegrał się na poznańskim Łazarzu, w okolicy ulic Karwowskiego i Łukaszewicza. Jedenaścioro dzieci z pobliskiego przedszkola wybrało się na wycieczkę na pocztę, ponieważ tego dnia w Polsce obchodzony był Dzień Listonosza. Po raz pierwszy mogły samodzielnie wysłać pocztówki do bliskich.

Z informacji RMF FM wynika, że 71-latek zaczął wykrzykiwać, że pozabija dzieci, po czym wyciągnął nóż i ugodził nim stojącego na końcu 5-letniego Maurycego. Chłopczyk z raną nieopodal serca upadł nieprzytomny na ziemię. Po wszystkim nożownik oddalił się z miejsca zbrodni.

Najpierw miał grozić dzieciom, a następnie ranił 5-letniego chłopca i uciekł z miejsca zdarzenia — relacjonował w rozmowie z RMF FM rzecznik poznańskiego pogotowia ratunkowego, Jakub Wakuluk.

Świadek przekazał mediom, że Zbysław C. zadał chłopcu jeden cios, a po chwili odsunął się i nie wykonał żadnego ruchu, który świadczyłby o tym, że chce zaatakować kolejne dziecko. Zaczął uciekać, a jedna z opiekunek natychmiast rozpoczęła reanimację.

Z ustaleń mediów wynika, że w tym czasie w pobliżu tego miejsca było co najmniej kilka osób, lecz żadna z nich nie podjęła próby schwytania sprawcy. Tylko jeden śmiałek miał tyle odwagi, by wziąć sprawy w swoje ręce.

Mężczyzna, który schwytał nożownika z Poznania odsłania kulisy tragedii

Przerażone dzieci zaczęły głośno płakać, a opiekunki wzywały pomocy. Pełne rozpaczy wołanie usłyszeli przejeżdżający obok pracownicy firmy Remondis.

Jak co dzień odbieraliśmy śmieci. Widzieliśmy moment, jak panie przedszkolanki krzyczały. Zapytaliśmy, co się stało i powiedziały, że facet dźgnął dziecko nożem i tam biegnie — mówił pan Grzegorz Konopczyński w rozmowie z Faktem.

Mężczyzna bez wahania ruszył za nim w pościg. W tym czasie policjantka po służbie próbowała negocjować z nożownikiem. Wykorzystując chwilę nieuwagi 71-latka, uderzył go, a gdy ten stracił równowagę, zadał kolejny cios, dzięki któremu wypuścił trzymany w dłoni nóż.

Usłyszałem krzyk pań przedszkolanek i tych dzieci i widziałem, jak ten chłopiec leżał na chodniku. […] Pobiegłem za nim [napastnikiem – red.] i tam dokonałem zatrzymania. Policjantka, która przy nim była, z nim rozmawiała, negocjowała pewnie, żeby odrzucił ten nóż. Jak ona z nim rozmawiała z przodu, to ja sobie pozwoliłem zajść go od tyłu i go podciąłem. W momencie, jak się przewracał, kopnąłem go pod żebra i wtedy wypuścił nóż, który miał w ręce. W drugiej miał jeszcze zapalniczkę. To był taki duży kuchenny nóż. Do połowy zakrwawiony — relacjonował.

Funkcjonariuszka natychmiast obezwładniła sprawcę, a po chwili dołączyli do niej pracownicy firmy Remonis Sanitech Poznań, który pomogli jej go przytrzymać. Jak wspominał pan Grzegorz, Zbysław C. domagał się, aby go wypuścili:

Jak go zatrzymaliśmy, to krzyczał: puść mnie, puść mnie, a ja mu powiedziałem; proś Boga, żeby on żył — powiedział dziennikarzom Faktu.

Pan Grzegorz wrócił na miejsce zdarzenia, by sprawdzić, co dzieje się z chłopcem.

To, co mogłem zrobić, to zrobiłem. Jak już został obezwładniony, to ja się oddaliłem do tego dziecka, bo moje serce biło do tego dziecka, a nie do bandziora. […] Przedszkolanki próbowały go jeszcze ratować. Dzieci, które tam były strasznie płakały, strasznie — wspominał w Uwadze! TVN.

W krótkim czasie na Łazarzu rozbrzmiały syreny karetki pogotowia, a zaraz po tym podjechały policyjne radiowozy. Pracownik Remondisu opowiadał, że dzieci były przerażone:

Dzieci płakały. Jedna dziewczynka wychylała się i krzyczała, że Maurycy tam leży.

Ratownicy reanimowali Maurycego przez blisko godzinę. Stojący nieopodal pan Konopczyński widział ranę, którą zadał nożownik. Po chwili do jego uszu dobiegły słowa, których nikt nie chciałby usłyszeć. Mówiąc to, z trudem powstrzymywał łzy.

Widziałem, jak ten chłopiec leży. W pewnym momencie podnieśli mu koszulkę, to widziałem, że dostał cios pod klatką, krew wyciekała z rany, a nóż był zakrwawiony do połowy. […] Jak odchodziłem, to jeszcze słyszałem, jak ratownicy mówią, że nie czuć pulsu — cytuje Fakt.

Po pewnym czasie pan Grzegorz oddalił się z miejsca z nadzieją, że chłopiec z tego wyjdzie.

Mówiłem nawet, że jest nadzieja, że będzie żył. A później dostałem informację, że nie żyje. Zrobiło mi się bardzo przykro — kontynuował.

Mężczyzna zastanawiał się, czy gdyby nie zjawił się z kolegami na poznańskim Łazarzu 10 minut wcześniej, to nie udałoby im się zapobiec tej bezsensownej śmierci:

Może by się to nie stało. Może by się nas wystraszył — zastanawiał się.

Pan Grzegorz zauważył, że to, co zrobił, było normalnym, ludzkim odruchem. Zauważył jednak, że na miejscu było kilku świadków, którzy wszystkiemu się biernie przyglądali:

Ja się nie czuję bohaterem, że rzuciłem się za tym zabójcą. To mi się wydaje normalne, a było tam wielu mężczyzn, którzy nawet się nie ruszyli.

Chłopiec został przewieziony do szpitala i od razu trafił na blok operacyjny. Niestety obrażenia były na tyle poważne, że lekarze nie byli w stanie mu pomóc.

Nożownik z poznańskiego Łazarza trafił do szpitala

Nożownik także został przewieziony do szpitala. Insp. Andrzej Borowiak, Rzecznik Prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Poznaniu, wyjaśnił, że była to standardowa procedura i w placówce, pod nadzorem policji, pozostanie do czwartku 19 października, a później o jego losie zdecyduje prokurator.

Wypowiedzi tego mężczyzny po zatrzymaniu były różne. Mówił czasami w sposób logiczny, zrozumiały, np. żeby go puścić, że nic nie zrobił, ale po chwili niektóre jego wypowiedzi były zupełnie irracjonalne. Został on później przewieziony do szpitala, jest to standardowa procedura związana z badaniem każdej osoby, która zostanie później osadzona w policyjnym areszcie — tłumaczył przedstawiciel policji.

Zobacz także: Medycy walczyli o życie 5-letniego Maurycego z Poznania. Lekarz, który go operował, zdradził, co było przyczyną śmierci. „U mnie były łzy”

Będziemy informować na bieżąco o dalszym ciągu tej sprawy.

Google News
Obserwuj w News i bądź zawsze na bieżąco!

Napisane przez Magda Kwiatkowska

Fotograf amator, wielka fanka kryminałów i literatury fantasy. Niespełniona pisarka, która od najmłodszych lat marzy o tym, by wydać własną książkę. Bez opamiętania śledzę to, co obecnie dzieje się w świecie show-biznesu, by odsłaniać przed wami kolejne sekrety gwiazd.

Chcesz zadać mi jakieś pytanie? Wyślij e-mail na adres magda@chaosmedia.pl

Laluna - fot. Instagram @lala_laluna_official , screenhot YouTube @WYBITNESHOTY

Widzowie wytknęli Lalunie, że kupuje PODRÓBKI! Królowa życia nie przebierała w słowach. „Nie jest wstyd zap**lać w podróbkach”

Prof. dr hab. n. med. Przemysław Mańkowski, śmierć 5-latka na poznańskim Łazarzu - fot. screenshot Uwaga! TVN, Facebook @wwwsepl

Medycy walczyli o życie 5-letniego Maurycego z Poznania. Lekarz, który go operował, zdradził, co było przyczyną śmierci. „U mnie były łzy”