Piotr Krysiak, autor reportażu „Dziewczyny z Dubaju”, na którego podstawie powstał jeden z najgłośniejszych filmów ostatnich lat, podzielił się swoimi odczuciami w recenzji dla Onetu.
„Dziewczyny z Dubaju” jest opartą na reportażu Piotra Krysiaka opowieścią o kobietach, które miały świadczyć usługi seksualne arabskim szejkom. O filmie było głośno już od paru lat, a dodatkowego rozgłosu i kontrowersji dodały nieporozumienia związane z Dodą i Emilem Stępniem (Zobacz: Dodzie grozi 5 lat więzienia).
W swojej recenzji autor zaatakował sposób przedstawienia wykorzystywanych przez szejków dziewczyn oraz odklejenie filmu od rzeczywistości. Zdaniem twórcy słynnego reportażu, film nie przedstawia, jak w rzeczywistości żyło się tytułowym „dziewczynom z Dubaju”. Krysiak uważa, że budzące kontrowersje dzieło tak właściwie zachęca młode dziewczyny do prostytucji – w końcu dostają pełno pieniędzy, żyją w luksusie, a wszyscy klienci Emi są zadbani i przystojni. Autor przypomina, że w większości byli to otyli i śmierdzący faceci z wąsem, a dziewczyny często nie miały wyboru co do powrotu.
Piotr Krysiak zachwala jednak marketing, sceny erotyczne oraz rolę Katarzyny Figury. Autor uważa, że film jest lekki i przyjemny, lecz nie dowiemy się z niego prawdy o „Dziewczynach z Dubaju”.
Poniżej znajdują się wybrane fragmenty recenzji:
– „Nie wiedziałem nawet, że tak trudno jest napisać recenzję filmu, który powstał na podstawie własnej książki. Z premedytacją piszę na podstawie, gdyż producenci tego filmu zaklinają rzeczywistość, tłumacząc, że jedynie inspirowali się wydarzeniami, które w niej opisałem. Ten spór przyjdzie jednak rozstrzygnąć wkrótce — sądowi” – powiedział Krysiak dla Onet.pl
– „Myślałem, że zobaczę targane rozterkami i zmagające się ze znalezieniem pieniędzy na drogą i ratującą życie operację kogoś bliskiego piękne dziewczyny, dla których jedynym i już ostatnim wyjściem było handlowanie swoim ciałem. Że robiły to z obrzydzeniem, ale w imię ważnego interesu. Tak zachęcali nas do obejrzenia filmu — choćby w zwiastunie — jego producenci.”
Byłbym nieuczciwy, mówiąc, że film jest zły. […] Film ogląda się lekko i przyjemnie, choć zdecydowanie jego druga połowa gubi tempo i zaczyna się ślimaczyć. […] Nie da się nie zauważyć i trudno byłoby nie pochwalić filmu za sceny seksu, w które widać, że włożono sporo pracy, treningów i wyczucia. Wyglądają bardzo wiarygodnie i estetycznie. Sprawiają wrażenie dopracowanych w każdym szczególe.
[…] Nie doczekałem się jednak obnażenia hipokryzji gwiazd show-biznesu, o której tyle przez dwa lata opowiadali twórcy obrazu. Nie zobaczyłem tych obłudnych aktorów, polityków, piosenkarek i modelek, które lawinowo miały pozywać producentów za ujawnienie ich danych. Nie doczekałem się tych nazwisk, które miałem przegapić w swoim śledztwie.
– „Obawiam się tylko, że jeśli ten film będą oglądać 16-, 18-letnie dziewczyny, to pierwsze, co zrobią po seansie, to rzucą się do internetu albo na Instagram i zaczną szukać telefonu do współczesnej Emi. I to jest największy problem tego dzieła. Zasadnicza rozbieżność między filmem a książką, między prawdą a fałszem, co w ostateczności doprowadza mnie do wniosku, że komercja zabiła fakty. A to właśnie fakty porażały w tzw. aferze dubajskiej. W filmie dostajemy ich polukrowaną kiczem wersję.”
Co sądzicie o wypowiedzi autora? Czy zgadzacie się z jego odczuciami?
Cała recenzja jest dostępna na Onet Kultura.
Źródło: Onet Kultura ;