w

SuperSuper

Krzysztof Skiba zdobył się na głębokie refleksje. Nie chce księdza na swoim pogrzebie. „Brak tych strasznych pieśni żałobnych… „

Fot. Krzysztof Skiba / Instagram

Krzysztof Skiba zamieścił bardzo refleksyjny wpis, w którym doszedł do wniosku, że nie chce księdza na swoim pogrzebie. Obszernie wyjaśnił, skąd taka decyzja.

Profil Krzysztofa Skiby na Instagramie jest pełen zaskakujących treści. Kilka dni temu śmieszkował o tym, jak dopadł go efekt jojo i przytył dwadzieścia kilogramów. Wczoraj natomiast zamieścił refleksyjny i poruszający wpis dotyczący trudnego tematu, jakim jest śmierć.

Każdy z nas na swój sposób przeżywa odejście bliskich. Krzysztof Skiba, będąc na pogrzebie kolegi, odkrył zupełnie inne spojrzenie na taką sytuację, a także związaną z tym uroczystość. Doszedł do wniosku, że kościelny pogrzeb nie jest koniecznością.

Co więcej, stwierdził, że pogrzeb prowadzony przez księdza tylko dokłada ciężaru na i tak słabe barki w takich chwilach… Uznał, że mimo braku duchownego, uroczystość, na której był, była wzruszająca i na swój sposób lżejsza w odbiorze.

Byłem na pogrzebie kolegi. Pogrzeby to miejsca, gdzie ostatnio coraz częściej się spotykamy. Pogrzeb był bez księdza. I jakoś tak był po ludzku wzruszający – rozpoczął, a następnie szeroko opisał przebieg ceremonii.

– „Czytano na nim mądre myśli zmarłego, wiersze poetów, których lubił. Puszczano muzykę, którą kochał. Obok urny stało zdjęcie kolegi i poczułem, że jestem w tym krótkim momencie bliżej zmarłego kumpla niż byłem z nim za życia.

Nigdy tak intensywnie bowiem o nim nie myślałem. Był, bo był, czasem gadaliśmy, czasem tylko kiwaliśmy sobie głowami na ulicy, a bywało, że piliśmy razem i wówczas ta nić porozumienia była pozornie mocniejsza. On nie epatował sobą. Potrafił znikać. Był gdzieś obok. Śpiesząc się ze swoimi ważnymi sprawami, nie zawsze ja i inni go dostrzegaliśmy. Ale teraz w dniu swojego pogrzebu był intensywnie obecny. Nawet bardziej niż za życia. Stojąc obok urny z jego prochami, przypominałem sobie jego powiedzonka, żarty, miny i zabawne sytuacje z jego udziałem.

W pewnym momencie mistrz ceremonii poprosił, aby każdy pożegnał Odchodzącego po swojemu. Niech każdy go pożegna jak chce. Modlitwą, medytacją, wspomnieniem. Gdy urna była już w ziemi, jeden z przyjaciół opowiedział niesamowicie zabawne historie z udziałem kolegi, którego żegnaliśmy. Rzuciłem białą róże na stos kwiatów i jakoś tak czułem się smutno, ale jednocześnie dziwnie radośnie. Oczy miałem mokre, ale w sercu spokój. Myślę, że koledze podobał by się jego własny pogrzeb. Mimo deszczowej pogody było sporo ludzi, których znał i może nawet lubił.

I nagle odkryłem skąd jest to dziwne uczucie smutku, lekkości i małej nuty radosnej. To brak księdza. Brak tych strasznych pieśni żałobnych „Dobry Jezu a nasz panie, daj mu wieczne spoczywanie”. Brak tego kościelnego jęczenia i rytualnych, fałszywych gestów składających się na katolicki pogrzeb, a nie mających nic wspólnego z osobą, która zmarła.”

Na końcu wpisu podzielił się osobistym, ale jakże ważnym wnioskiem: – Ja też tak chcę, pomyślałem. Miałem innego kolegę, który nie był nawet ochrzczony, a i tak gdy leżał już nieprzytomny na łożu śmierci, rodzina przyklepała go księdzem. Całe życie nie chodził do kościoła, ale był chowany jako katolik, bo rodzina tak chciała. Przykre i smutne.”

Jak wy zapatrujecie się na takie uroczystości?

Google News
Obserwuj w News i bądź zawsze na bieżąco!

Napisane przez szymon

Maryla Rodowicz przebywa w szpitalu! Przeszła operację

Karolina Brzuszczyńska i Agnieszka Skrzeczkowska planują DZIECKO: „Bardzo chciałabym urodzić jej dziecko”