Tomasz Sobania dokładnie 59 dni temu wyruszył biegiem z Gliwic do Barcelony (2500 km), aby wesprzeć młodzież z trudnych domów i poprawić profilaktykę oraz terapię uzależnień od używek. Tomek liczy na to, że uda mu się dotrzeć do Roberta Lewandowskiego i przebiec z nim ostatni kilometr swojej trasy.
Tomasz Sobania to 24-letni biegacz, który na swoim koncie ma już kilka imponujących wyczynów. Pokonał biegiem m.in. Szlak św. Jakuba (300 km), trasę Częstochowa-Rzym (1500 km), a także przebiegł przez całą Polskę na trasie Zakopane-Gdynia (756 km).
Bieg maratonami do Barcelony – w szlachetnym celu
3 września Tomek rozpoczął swoje najambitniejsze dotychczas wyzwanie. 24-latek postanowił, że pobiegnie do Barcelony, pokonując trasę maratonami. Przy okazji biegu Sobania zdecydował się wesprzeć cel charytatywny, co robił też w przypadku wcześniejszych tras. Tym razem wybór padł na klub dla młodzieży z trudnych domów w Gliwicach.
„Klub jest zlokalizowany w okolicy, która słynie z tego, że używki, z tymi „najcięższymi” włącznie, są tutaj dostępne na porządku dziennym, a młodzież ma z nimi kontakt bez większych przeszkód. Celem Fundacji Arka Noego jest dotarcie do młodzieży i stworzenie miejsca, do którego młodzież będzie chętnie przychodzić” – czytamy na stronie zbiórki.
Sportowiec liczy na to, że uda mu się dotrzeć do Roberta Lewandowskiego i pokonać wspólnie z nim ostatni kilometr trasy, co przełożyłoby się na większy rozgłos akcji i wsparcie szczytnego celu. Możecie pomóc, udostępniając ten artykuł i oznaczając Roberta. Do końca trasy Tomkowi zostało „zaledwie” 140 km.
Pokonał już 2380 km. „Były takie momenty, że nie potrafiłem zawiązać sznurówek”
Choć Tomek jest ostatnio dosłownie zabiegany, znalazł czas, aby odpowiedzieć na kilka naszych pytań. Biegacz otworzył się na temat najtrudniejszych momentów, a także zdradził swoje plany na przyszłość.
„Pojawiały się trudne momenty i wątpliwości, takie momenty zwątpienia. Ja mam takie dziwne przeświadczenie zawsze, że jak już jest po wszystkim, to że w sumie to nie było takie trudne, ale naprawdę były takie momenty, jak biegłem na przykład przez południowe Niemcy w stronę Monachium, kiedy przez tydzień właściwie cały czas padało mi na głowę. Sam deszcz nie był taki straszny, ale to, że musiałem się motywować raz za razem, żeby znowu wyjść, znowu cały przemoknąć, znowu się wysuszyć. Do tego było straszliwie zimno i były takie momenty – nie zapomnę do końca życia – że po prostu nie potrafiłem sobie zawiązać sznurówek, bo tak lało, wiało i było tak zimno, że miałem zgrabiałe z zimna palce” – powiedział w rozmowie z nami.
„Poza tym, kiedy myślałem, ile jeszcze czasu zostało, ile jeszcze kilometrów, zdarzały się dni, kiedy powłóczyłem nogami i ledwo do tego maratonu dobiegałem, a tutaj miałem jeszcze 1500 km przed sobą. Był taki moment przed Monachium, że pojawił się problem z kolanem. No i nagle nie mogę biec, przez jeden dzień prawie cały czas szedłem, a tutaj perspektywa, że jeszcze wiele, wiele długich dni” – wyznał biegacz.
„Ale były też piękne chwile – i to naprawdę dużo. Teraz ta końcówka jest taką wielką nagrodą dla mnie. No początku zwłaszcza miałem takie myśli, 'czy ja na pewno będę chciał kiedyś jeszcze coś takiego robić”, ale tak, nie wiem jeszcze, co to będzie, ale w przyszłym roku będę chciał znowu gdzieś pobiec. Są dwa pomysły – albo do Maratonu w Grecji i z powrotem do Polski, albo do Jerozolimy z Polski. Tylko najpierw to ja muszę odpocząć po tym biegu i to przemyśleć” – zdradził nam Tomek.
Tomasz wyjawił nam także, co motywuje go do podejmowania tak trudnych wyzwań i dalszego biegu mimo niezliczonych trudności.
„Na tym etapie to chyba już sam finisz mnie najbardziej motywuje, bo tak długo na to czekałem, na prawdę tyle lat mnie prowadziło do tego momentu, że już wiem, że jestem tak daleko, że nie można się wycofać. Wcześniej motywowało mnie bardzo to, żeby zmienić swoje życie, wrócić innym człowiekiem, żyć inaczej, wreszcie wypłynąć na szersze wody. Marzyłem o tym, o czym marzę od dziecka, czyli aby jeździć na prelekcje, jakieś duże festiwale i wydarzenia i mieć do tego dobry pretekst – przebiec całą Europę. Poza tym motywowało mnie to, że ja chcę przeżyć wielką przygodę. Tak jak biegłem w zeszłym roku do Rzymu, to naprawdę była wielka i cudowna przygoda i trudny, ale niesamowity czas” – opowiada 24-latek.
„Mieszkamy na bardzo małej przestrzeni…”
Warto wspomnieć, że Tomek podczas swojej wyprawy nie jest zdany wyłącznie na siebie. Towarzyszy mu trzyosobowa ekipa, która również doświadcza niektórych trudów podróży. Jak się dowiedzieliśmy, mimo tego morale nadal jest wysokie.
„Osobiście spodziewałem się, że będzie o wiele trudniej, niż jest, choć i tak jest trudno. Będziemy w sumie razem z powrotem 70 dni w drodze, co jest sporym wyzwaniem, bo jednak mieszkamy na bardzo małej przestrzeni we trójkę, musimy dzielić wszystkie rzeczy ze sobą. Oprócz naszych obowiązków: Paweł – fizjoterapeuta i praca z Tomkiem, Iza – kierowca i logistyk, ja – filmowiec i dbanie o media społecznościowe, to dochodzą nam obowiązki poza tą pracą, związane z kamperem. Trzeba być wielowymiarowym w takiej podróży” – mówi nam Dominik Nikiel, który tworzy film dokumentalny o biegu Tomka, a niedawno zdobył wyróżnienie za zdjęcia do filmu „Mój Krytyk” podczas gali Albatrosów 2022.
„Bardzo mi się podoba, już przywykłem do tego kamperowego życia. Jeśli nadarzy mi się kolejna okazja, aby jechać na taką wyprawę, to zdecydowanie będę chętny. Jedyne co to wolałbym, żeby była ona krótsza, bo jednak jest to kawał czasu. Wiele się nauczyłem i uważam, że jest to idealna okazja, aby poznać samego siebie, poznać innych ludzi, przeżyć przygodę i wyrwać się z codziennej rutyny” – dodaje.
Źródło: Pantofelek.pl