w

Przemoc w domu dziecka w Kłodzku? Byli wychowankowie po latach, przerywają milczenie. „Baliśmy się o tym mówić”

Zdjęcie poglądowe, fot. Pexels @Pixabay
Zdjęcie poglądowe, fot. Pexels @Pixabay

Byli wychowankowie domu dziecka w Kłodzku, po latach zdecydowali się opowiedzieć o koszmarze, jaki mieli przeżywać. Znęcanie psychiczne, krzyki i przemoc były ich codziennością. Dlaczego nikt nie reagował?

Ostatnio w sieci pojawił się list skierowany do redakcji Uwagi!, w którym byli wychowankowie domu dziecka w Kłodzku, zwrócili się z prośbą o wysłuchanie. Wszyscy zgodnie twierdzą, że byli ofiarami przemocy, a w ośrodku przeżywali prawdziwe piekło. Zmotywowała ich do tego skarga, którą jedna z pracownic skierowała do starostwa, zwracając uwagę na nadużycia finansowe, do których miało tam dochodzić.

Byli wychowankowie domu dziecka w Kłodzku przerywają milczenie

Wychowankowie twierdzą, że powyższe zarzuty są prawdziwe. Sami przez lata byli odcinani od prezentów, ubrań i kieszonkowego, które im się należały. Przekonują, że dyrektorce Monice Ś. często puszczały nerwy, które rozładowywała na podopiecznych.

[Pani dyrektor] była zimną kobietą. Zawsze patrzyła na nas z góry. Nigdy nie miałam takiego poczucia, że mogę przyjść i z nią porozmawiać. Wszystko było załatwiane krzykiem — powiedziała Uwadze! jedna z wychowanek.

Pani Marta pracowała w placówce, jako wychowawczyni. W rozmowie z reporterką twierdzi, że sama była świadkiem, jak kobieta poniżała dzieci.

Byłam świadkiem, jak ubliżała dzieciom. Mówiła: „jesteś nikim”, „nigdy nic nie osiągniesz”, „jesteś zerem”. Na pewno to nie jest dom, nigdy bym go tak nie nazwała.

Kolejna kobieta przyznaje, że dzieciństwo w tym domu dziecka było prawdziwą traumą.

Lata spędzone w tym domu dziecka były ogromną traumą. Na samą myśl, że teraz są tam dzieci, które muszą przejść to samo… Nie mogę sobie tego poukładać w głowie — powiedziała pani Anna.

To ona jest współautorką listu i jak przyznaje, spędziła tam 11 lat. Z racji tego, że miano stosować wobec niej przemoc fizyczną, kilkukrotnie uciekała, za co spotykała ją surowa kara.

Byłam bita. Zaczęłam uciekać z domu dziecka. Nie było mnie tam tydzień, kiedy wróciłam, dostałam od pani Moniki po du…, zostałam wyszarpana za uszy — mówi.

Niektórzy wychowawcy także stosowali podobne praktyki. Nie raz wysługiwali się innymi wychowankami, zachęcając ich do aktów agresji. Tak przynajmniej twierdzi pani Małgorzata, która odbywała tam praktyki studenckie.

Byłam świadkiem sytuacji, w której dzieci źle się zachowywały. Wychowawca po prostu zawołał starszą grupę chłopców, żeby zajęli się „gówniarzem”. Starszaki zamknęli się z dzieciakiem w pokoju, słychać było tłuczenie, krzyki, płacz. Po chwili chłopcy dumnie wyszli i mówią: „Już jest porządek, będzie grzeczny”. Słyszałam wypowiedzi wychowawców, że to są debile, że tutaj bez leków to się nie da. Że tutaj nie wystarczy tylko rozmowa dyscyplinująca, tylko „debila trzeba znów zamknąć w ośrodku” – powiedziała reporterce.

Jedna z wychowanek wyznała, że jej 12-letni brat miał zaburzenia zachowania. Dodała, że był agresywny, ponieważ tęsknił za matką. Pewnego razu wdrapał się na dach, po czym został przewieziony do szpitala psychiatrycznego, ponieważ stwierdzono, że była to próba samobójcza. Lekarze zalecili psychoterapię oraz by doraźnie podawano mu leki psychotropowe na uspokojenie. O ile, jak twierdzi, nigdy nie miał okazji porozmawiać z terapeutą, o tyle każdego dnia faszerowano go garścią leków.

Depakinę trzy razy dziennie, a Neurotrop dwa razy dziennie, czyli pięć tabletek dziennie. To była norma. Wtedy miał 12 lat, można powiedzieć, że przez to on nie funkcjonował, nie było go tam, był wyłączony, bo był nafaszerowany lekami. — chłopiec po pewnym czasie zaczął się gorzej czuć — Doszło do zatrucia organizmu. Trafił do szpitala i rozpoznanie było w kierunku toksycznego działania leku Neurotop, czyli gorączka, wysypka, zapalenie wątroby — tłumaczyła Uwadze!.

Po tej sytuacji przestano mu podawać leki.

Pani Małgorzata, była wychowawczyni zwróciła uwagę na to, że w ośrodku nie było zatrudnionego psychologa. Jedna z podopiecznych zwierzyła się jej ze swoich problemów. Przyznała, że nie chce przebywać w placówce i dodała, że się okalecza. Sprawę zgłosiła dyrektorce, która miała zareagować co najmniej nagannie.

Byłam z tym u pani dyrektor, która powiedziała mi, że „ona sobie ją zawezwie”. No i później to dziecko miało do mnie żal, bo rozmowa z panią dyrektor wyglądała tak, że powiedziała jej, że ona sobie nie życzy takiego samookaleczenia. Miała kazać się tej dziewczynce rozebrać, prawie zupełnie do naga, żeby obejrzeć, w których miejscach i jak się okalecza. Miała grozić jej, że za takie zachowania będzie przeniesiona do innego domu dziecka — twierdziła kobieta.

Dyrektorka domu dziecka w Kłodzku odpiera zarzuty

Pani Monika Ś. zdecydowała się porozmawiać z reporterką Uwagi! twierdząc, że przez blisko 14 lat poświęca się tej pracy i wykonuje ją wzorowo.

Ta praca to jest całodobowe zarządzanie domem dziecka. Ja tą pracą żyję cały czas. Jestem oddana dzieciom — zapewniała.

Dodała, że w placówce nie dochodziło do aktów przemocy. Jedynie w sytuacjach, gdy któryś z wychowanków zachowywał się agresywnie, musiała reagować stanowczo, np. odizolowując go od reszty grupy.

 Ewentualnie może, jak była taka sytuacja, że dziecko wpadło w szał, to przytrzymałam rękę, ale to nie było bicie, znęcanie się, tylko po prostu dla bezpieczeństwa dziecka, odizolowanie.

W reportażu wyjaśniła, że nie rozumie, dlaczego takie oskarżenia padły pod jej adresem. Dodała, że być może jest to spisek, w który wciągnięto dzieci.

 Jest mi trudno ocenić, jaki jest cel rzucania tylu zarzutów i tylu oskarżeń w moim kierunku. […] Być może to jest jakiś spisek ludzi dorosłych, a dzieci zostały w to po prostu wmanipulowane — powiedziała.

Trudno powiedzieć, jak to możliwe, że przez tyle lat nikt nie odkrył tak rażących nieprawidłowości. Obiekt był stale kontrolowane, jednak ja przyznaje w rozmowie z Uwagą! wicestarosta Małgorzata Jędrzejewska-Skrzypczyk, nigdy nie wykryto żadnych nieprawidłowości. Nikt też nie składał skarg.

Przez lata funkcjonowania tej placówki nie wpływały żadne skargi, że jest coś nie tak. Gdyby był jakikolwiek telefon, nawet anonim, to zawsze reagujemy — powiedziała Aneta Skórzewska, zastępca dyrektora Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Kłodzku.

Obecnie sprawę znęcania psychicznego i fizycznego bada prokuratura. Monika Ś. została odwołana z obejmowanego do tej pory stanowiska.

Google News
Obserwuj w News i bądź zawsze na bieżąco!

Napisane przez Magda Kwiatkowska

Fotograf amator, wielka fanka kryminałów i literatury fantasy. Niespełniona pisarka, która od najmłodszych lat marzy o tym, by wydać własną książkę. Bez opamiętania śledzę to, co obecnie dzieje się w świecie show-biznesu, by odsłaniać przed wami kolejne sekrety gwiazd.

Chcesz zadać mi jakieś pytanie? Wyślij e-mail na adres magda@chaosmedia.pl

Zdjęcie poglądowe, fot. Pexels @Pixabay

W brutalny sposób znęcał się nad wiekową babcią? Gdy jej koszmar dobiegł końca, powiedziała, jakie piekło jej zgotował

20-letnia lekkoatletka nagle zginęła na treningu. ” Była prawdziwym aniołem”