Jeszcze kilka miesięcy temu Monika K. oskarżała fundację Filipa Chajzera o to, że nie wypłaciła części pieniędzy na leczenie jej śmiertelnie chorego syna. W tym czasie dziennikarz poinformował, iż zorientował się, że najprawdopodobniej nie mówiła prawdy i złożył zawiadomienie do prokuratury. Kobieta została zatrzymana i usłyszała zarzut wyłudzenia blisko miliona złotych. Tak skomentowała zamieszanie.
Filip Chajzer wielokrotnie wpadał w tarapaty, do których sam się przyczyniał, lecz wiele wskazuje na to, że tym razem to on padł ofiarą nieuczciwości Moniki K. Kobieta zgłosiła się do jego fundacji z prośbą o pomoc w uzbieraniu pieniędzy na leczenie jej śmiertelnie chorego syna. Jak przedstawiła, u Oskarka zdiagnozowano autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Organizacji w krótkim czasie udało się zebrać 1,2 mln złotych na jego leczenie w USA.
Pod koniec maja rzekomo pokrzywdzona Monika K., nagłośniła sprawę i przekonywała, że fundacja nie wypłaciła jej zaległych 350 tysięcy złotych. Wtedy też Chajzer poinformował, że dzięki czujności i szybkiej reakcji kobieta, która wyłudzała pieniądze pod pozorem leczenia chorego dziecka, została zdemaskowana. Przez kolejne tygodnie Filip zapewniał, że współpracuje z organami ścigania i stara się wyjaśnić zaistniałą sytuację. W środę czwartego września do mediów dotarła informacja o zatrzymaniu matki Oskarka. Postawiono jej zarzut wyłudzenia prawie miliona złotych na szkodę fundacji.
Matka Oskarka oskarżona o wyłudzenie pieniędzy z fundacji Chajzera przerywa milczenie
Dziennikarze RMF FM ustalili, że podobno kobieta zrezygnowała z leczenia syna w Polsce i zdecydowała się na eksperymentalną terapię w zagranicznych placówkach. Rzecz w tym, że stały za tym osoby, których działania nie miały potwierdzonej skuteczności medycznej. Do tego okazało się, że nie wszystkie środki przekazywała na cel określony w zbiórce.
Dziennikarze Faktu dotarli do nowych ustaleń w sprawie. Mł. insp. Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji przekazał:
Została zatrzymana w swoim domu w Żyrardowie. Złożyła obszerne zeznania i przedstawiła swoją wersję wydarzeń.
Redaktorzy z poznańskiej Gazety Wyborczej skontaktowali się z 37-latką, która nie czuje się winna i podtrzymuje to, co mówiła do tej pory.
Mój syn jest bardzo chorym dzieckiem — przekonywała, płacząc do słuchawki.
Jednocześnie nie chciała ujawniać żadnych szczegółów, ani wyjaśnić, dlaczego przekonywała, że jej dziecko jest śmiertelnie chore. Nie powiedziała też, na co przeznaczyła pieniądze ze zbiórki.
Jestem niewinna, nic złego nie zrobiłam. Bardzo bym chciała wszystko powiedzieć, by Polska poznała prawdę, bym mogła się obronić, ale nie mogę. Mam zakaz udzielania informacji. Oskarek jest bardzo chorym dzieckiem, ma orzeczenie o niepełnosprawności — tłumaczyła.
W trakcie zbiórki kobieta przekonywała, że Oskar jest śmiertelnie chory, tymczasem lekarze, z którymi rozmawiała Wyborcza, twierdzą, że żadna z branych pod uwagę diagnoz (PANDAS, autyzm czy autoimmunologiczne zapalenie mózgu) nie oznacza bezpośredniego zagrożenia dla życia dziecka.
Autorzy artykułu rozmawiali z osobą, która zna szczegóły śledztwa. To, co powiedziała, szokuje:
To dziecko w spektrum autyzmu, ale matka nie przyjmuje tego do wiadomości i wymyśla choroby. Według naszych ustaleń matka korzysta z terapii niepotwierdzonych naukowo. I na pewno dziecku nie grozi śmierć — zapewnia informator Gazety Wyborczej.
Bądź na bieżąco z nowinkami ze świata show-biznesu i zaobserwuj nasze profile w mediach społecznościowych. Pantofelek.pl jest na Facebooku, Instagramie, Threads, TikToku, Twitterze i YouTube. Jeżeli nie chcesz niczego przegapić, koniecznie zostaw obserwację w Google News.
