Skandaliczna sytuacja spotkała Justynę Steczkowską podczas pierwszego występu promującego jej udział w tegorocznej Eurowizji. Artystka reprezentująca Polskę z utworem Gaia pojawiła się na Nordic Eurovision Party w Oslo, gdzie zamiast radości z kontaktu z międzynarodową publicznością, musiała zmierzyć się z brakiem profesjonalizmu i przeprosinami od Norwegów.
Justyna Steczkowska to jedna z najbardziej charyzmatycznych i utalentowanych polskich artystek. Na scenie obecna od lat 90., dała się poznać nie tylko jako wokalistka o imponującej skali głosu, ale też jako osoba z niezwykłym zmysłem artystycznym. Znana z widowiskowych występów, teatralnych kostiumów i perfekcjonizmu, w tym roku powraca na Eurowizję po prawie trzech dekadach, reprezentując Polskę z utworem Gaia.
Jej powrót do konkursu to jedno z najbardziej elektryzujących wydarzeń tego sezonu. Wokalistka jeszcze przed majowym finałem ma okazję zaprezentować się zagranicznej publiczności. Pierwszą okazją był koncert Nordic Eurovision Party w Oslo. Niestety, zamiast skupić się na muzyce, Justyna musiała zmierzyć się z organizacyjnym chaosem i – jak sama przyznała – brakiem szacunku dla jej pracy. Czy to pokłosie wcześniejszych konfliktów z organizatorami Eurowizji?
Justyna Steczkowska na Eurowizji 2025. Trudna sytuacja na koncercie w Oslo
Organizatorzy tegorocznej Eurowizji od początku nie ułatwiają Justynie zadania. Wokalistka otwarcie mówi, że nie zgadzają się na kluczowy, widowiskowy element jej występu – uniesienie się w powietrze. W negocjacje zaangażowany jest nie tylko jej menadżer, ale też Telewizja Polska. Sama Steczkowska nie kryje rozczarowania.
Cały czas to idzie jak po grudzie. Zaproponowali mi huśtawkę – taką, że wchodzę na huśtawkę, przyczepiam się pasem lub mam od samego początku pas, na którym mnie »podwieszają«. Ja mówię: »Naprawdę?« – powiedziała Pomponikowi.
Jakby tego było mało, problemy pojawiły się również w Oslo. Choć sam wyjazd artystka wspomina dobrze, atmosfera zmieniła się diametralnie, gdy pojawiła się na próbie. W rozmowie z WP Lifestyle ujawniła kulisy całej sytuacji. Miała zaledwie 7 minut na przygotowanie, a organizatorzy zignorowali jej prośby.
Mam swojego realizatora, nie pracuję z innymi ludźmi, ponieważ to jest moja prawa ręka […], zna każdy dźwięk mojej piosenki. On jeździ ze mną od lat i musi je znać. Musi znać mój cały repertuar, żeby wiedzieć, gdzie ma podciągnąć dźwięk, gdzie ma podgłośnić, kiedy mówię szeptem.
Zabrakło czasu, profesjonalizmu i współpracy.
Nie mówię, że nie ma pojęcia o swojej pracy – on nie ma pojęcia o mnie. Dlatego byłam z lekka wściekła, ponieważ zeszłam z tej próby, miałam tylko 7 minut, jak każdy. Szanuję to, to jest konkurs, godzę się na te warunki, ale te 7 minut nie zostało w ogóle wykorzystane. Ja wcześniej zgłosiłam to, że będę ze swoim realizatorem, za którego sama płacę, robię wszystko tak, żeby im ułatwić pracę i nie zostało to poszanowane.
Choć chciała po prostu dać dobry koncert, nie udało się to – właśnie przez norweskiego realizatora.
Koniec końców ten dźwięk, uważam, był beznadziejny, nie z mojej winy, absolutnie nie z mojej – kontynuowała.
Artystka postanowiła zareagować i zadbać o to, by podobna sytuacja nie powtórzyła się na kolejnych koncertach.
I teraz wszystkie te kraje odpisały: tak, oczywiście, tak będzie, a Norwegia mnie przeprosiła. Jak widać, czasem warto stawiać warunki. Czy oni potem będą mówili, że gwiazdorzę? Myślę, że mam to gdzieś. Bo ja nie gwiazdorzę. Ja profesjonalnie chcę wykonać swoją pracę, dlatego że przyszli tam ludzie, którzy zapłacili za bilety. A to jest dla mnie najważniejsze.
Myślicie, że organizatorzy ulegną managementowi Justyny i TVP?