Karolina Gilon kilka tygodni temu po raz pierwszy została mamą. Nowa życiowa rola pochłonęła ją bez końca. Postanowiła podzielić się internautkami swoimi doświadczeniami, nie pomijając żadnych szczegółów. Teraz zwierzyła im się z tego, jak wyglądał jej poród. Opisała każdy, nawet najdrobniejszy detal. Pomocne?
Narodziny dziecka to wielkie wydarzenie w życiu rodziców. Każda świeżo upieczona matka traci głowę na punkcie swojego dziecka i w pełni skupia się na opiece nad maleństwem. Niektóre celebrytki oraz influencerki wykorzystują tę życiową rewolucję do stworzenia nowego kontentu w mediach społecznościowych. To dobry sposób nie tylko na zwiększenie zasięgów, ale też na przyciągnięcie uwagi nowych marek skorych do współpracy z młodymi mamami.
Karolina Gilon jest jedną z tych celebrytek, które jeszcze do niedawna skupiały całą uwagę internautów wyłącznie na sobie. Regularnie wrzucała do sieci nowe zdjęcia i nagrania, na których pokazywała, jak korzysta z życia, pracuje i podróżuje po świecie. Gdy ogłosiła, że jest w ciąży, na jej profilu zaczęły pojawiać się materiały stricte związane z nowym etapem w życiorysie. Wspólnie z internautami odliczała dni do narodzin synka, który jest owocem relacji prezenterki z Mateuszem Świerczyńskim. Gdy maluch przyszedł na świat, całą uwagę skupiła na tematach okołoporodowych, nie szczędząc fanom szczegółów. Najpierw wrzuciła wideo z porodu, a teraz ze szczegółami opowiedziała, jak to wyglądało w jej przypadku.
Karolina Gilon pokazała wideo z porodu! Mocne nagranie doprowadziło internautów do ŁEZ (WIDEO)
Karolina Gilon odsłania kulisy porodu
Po upływie kilku tygodni Karolina poczuła, że jest gotowa, by podzielić się ze swoimi obserwatorami opowieściami ze szpitala. Szczegółowo opisała przebieg akcji porodowej, ujawniając nawet, jakie miała rozwarcie na danym etapie.
Przy rozwarciu około 5 cm podano mi znieczulenie zewnątrz oponowe. Nogi z waty. Po prostu nie czułam nic. Wybija 20. Przychodzi Kasia położna, sprawdza rozwarcie, a tam… 10 cm rozwarcia […]. Nagle położna do mnie mówi „daj rękę, dotknij główki”. Nie, nie chcę. Spanikowałam, ale w końcu się zdecydowałam i to było niesamowite przeżycie. To mi dało takiego powera do rodzenia. Ja serio płakałam jak bóbr, zaczęłam się bać.
Zdradziła, że w pewnym momencie zrobiło się naprawdę niebezpiecznie:
Byłam w pozycji leżącej, godzina 20.30 słucham głosu położnej jak mantry. Kolejne parcie i nagle słyszę tekst, że spada tętno dziecka. „Karola teraz już musisz serio”. Wtedy miałam wrażenie, że zleciały się wszystkie anioły świata. „Karola niestety muszę cię naciąć, dla dobra dziecka”. Używając tych moich nadprzyrodzonych mocy, tak parłam, ale tak parłam. Poczułam nagle taką ulgę i to przeciskające się ciałko było tak gorące. Nagle cisza i ten zbawienny płacz dziecka.
Na wideo zapytała partnera, na ile razy przeciął pępowinę. Mateusz wyznał, że na dwa, po czym wyjaśnił, że zrobił to dlatego, że chce mieć jeszcze dwójkę dzieci.
Doceniacie jej szczerość?