Joanna Racewicz zaskoczyła fanów szczerym wyznaniem. Dziennikarka oburzona słowami prezesa PiS o dawaniu w szyję przyznała, że w przeszłości straciła dwie ciąże. Wyjaśniła również, kiedy została zwolniona z TVP.
Po kuriozalnej wypowiedzi prezesa PiS, który wyjaśnił słuchaczom z Ełku, że główną przyczyną spadku dzietności w Polsce jest m.in. dawanie w szyję, w sieci i mediach wybuchła burza. Jarosław Kaczyński powiedział wówczas:
Jeżeli na przykład utrzyma się taki stan, że do 25. roku życia dziewczęta, młode kobiety, piją tyle samo, co ich rówieśnicy, to dzieci nie będzie. Pamiętajcie, że mężczyzna, żeby popaść w alkoholizm, to musi pić nadmiernie przeciętnie przez 20 lat. Jeden krócej, drugi dłużej, bo to zależy od cech osobniczych, a kobieta tylko dwa — po czym wspomniał o dawaniu w szyję.
Dawno słowa polityka nie wywołały aż tak dużego oburzenia, jak teraz. Der Spiegel nazwał jego wypowiedź bzdurą, a Kinga Rusin nie szczędziła pod jego adresem mocnych słów. Także gwiazdy, celebrytki i dziennikarki dzielą się swoimi opiniami na ten temat. Wiele z nich zdecydowało się opublikować w mediach społecznościowych bardzo osobiste wyznania. Anna Lewandowska w jednym z ostatnich wpisów zdradziła, że doświadczyła poronienia. Teraz podobna publikacja ukazała się na profilu Joanny Racewicz.
Joanna Racewicz straciła dwie ciąże
Dziennikarka ma za sobą bardzo trudny czas. Jej mąż, Paweł Janeczek zginął 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie smoleńskiej, co odcisnęło piętno na jej psychice. Mimo upływu lat regularnie wspomina go we wpisach publikowanych na Instagramie i tak też było tym razem.
Okazuje się, że śmierć partnera nie była jedynym traumatycznym doświadczeniem w jej życiu. Najnowszy post opatrzyła zdjęciem z 14-letnim synem, Igorem, jednak jak możemy się dowiedzieć, to nie jedyne dziecko, które nosiła pod sercem.
To ja i mój Syn. Urodziłam sporo po trzydziestce.
Nie, nie dlatego, że „dawałam w szyję”, Panie Prezesie. Odwlekałam macierzyństwo ze strachu o przyszłość.
Nasze pierwsze dziecko było za słabe,
żeby przeżyć. Umarło we mnie. Bywa.
Potem chcieliśmy zbudować gniazdo.
Dom. Nie oglądaliśmy się na państwo.
Byliśmy we dwoje, młodzi. Szczęśliwi — zaczęła.
Następnie przeszła do okresu, gdy PiS po raz pierwszy przejął władzę w kraju. Krótko po tym straciła pracę w TVP, mimo iż w tym czasie była w 3 miesiącu ciąży. Ogromny stres, z którym zmagała się na co dzień, zdaniem lekarzy przyczynił się do drugiego poronienia.
Aż przyszedł „pierwszy PIS”
i rękami swoich komisarzy wyrzucił mnie
z pracy. Uchodziłam za „lewaczkę”.
Mówiłam: „to trzeci miesiąc ciąży”.
Nie miało znaczenia. „Nie pasujesz nam”.
To była umowa o dzieło, a nie etat.
Nazywają to: „śmieciówka”. Zna Pan?
Zero praw. Zero szans na obronę.
Drugie dziecko też straciliśmy.
„Nie ma powodów medycznych,
wygląda na silny stres” – tyle diagnoza.
Te trudne doświadczenia sprawiły, że popadła w depresję. Nie mogła liczyć na pomoc byłego pracodawcy. Jedyną osobą, która pochyliła się nad ich prywatną tragedią, była bratowa Jarosława Kaczyńskiego.
Przyszła depresja. Trzymała w garści latami. Wtedy kiepsko z prokreacją.
Czy ktoś z TVP się mną zainteresował?
Nie, Panie Prezesie. Za to usta pełne frazesów o polityce prorodzinnej. Bla, bla, bla. Tylko pańska Bratowa poprosiła swojego Męża, Prezydenta,
o dłuższy urlop dla szefa ochrony, mojego męża. „Niech się pan zajmie żoną” – usłyszał.
Paweł został ze mną w domu.
Trzymał za rękę. Powtarzał: „damy radę”.
Na szczęście po dwóch latach Joanna i Paweł spełnili swoje marzenie — zostali rodzicami. Nie dane było im jednak nacieszyć się wspólnymi chwilami z chłopcem, ponieważ gdy miał zaledwie dwa lata, mężczyzna zginął.
Dwa lata później stał się cud.
Syn. Wyczekany, wytęskniony, wymodlony.
Aż przyszedł 10 kwietnia i lot w jedną stronę. Początek kampanii o reelekcję.
Wszystkim zależało, żeby wylądować.
Panu też, prawda? Zostawmy śledztwo.
Pomówmy o emocjach. Mocnych i skrajnych.
O publicznej żałobie rozciągniętej na lata.
O marszach z pochodniami co miesiąc.
Przepychankach na cmentarzu,
dyskusjach podgrzewanych na wiecach:
„Znamy prawdę, prawda już blisko”.
Wyznała, że po kilku latach od wypadku, raz jeszcze spotkała się z mężem i po raz kolejny otrzymała potężny cios od władzy.
I — na koniec — o spotkaniu z Mężem
po ośmiu latach. W Zakładzie Medycyny
Sądowej w Lublinie. Prosiłam: „zostawcie go, jest ostatni. A jeśli tak — nie ma pomyłki.
Byłam w Moskwie. Do zalutowania trumny. Wiem, jak jest ubrany. Opisać? Oszczędźcie tego mnie i dziecku.
Znów nie słuchał nikt.
Na koniec zwróciła się do prezesa PiS z pytaniem. Zapewniła też, że kobiety są silne i w obronie swoich praw oraz godności są gotowe zrobić wszystko.
A teraz? Czy słyszy Pan oburzenie?
Wściekłość? Żal? Bezsilność? Smutek?
Nie można pogardzać kobietami.
Nasz gniew potrafi skruszyć trony.
Czasem wystarczy iskra.
A wy co sądzicie na ten temat? Czy wypowiedź prezesa PiS była zasadna?