Jacek Murański udzielił pierwszego wywiadu po śmierci syna – Mateusza Murańskiego. W rozmowie ze Sławomirem Jastrzębowskim z portalu Salon24.pl „Stary Muran” wrócił pamięcią do tragicznej środy 8 lutego i rozwiał wszelkie teorie, które pojawiały się w sieci. Padły wzruszające słowa.
Dwa tygodnie temu media społecznościowe obiegły doniesienia o śmierci Mateusza Murańskiego. Skontaktowaliśmy się wówczas z Oficer Prasową Komendanta Miejskiej Policji w Gdyni oraz z Rzecznikiem Prasowym Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która w rozmowie z nami potwierdziła informację o śmierci 29-letniego aktora i freak fightera.
Teraz, po raz pierwszy od śmierci syna, głos zabrał Jacek Murański, który zdecydował się udzielić wywiadu dla portalu Salon24.pl. Ojciec zmarłego podkreślił, że rozmowa jest dla niego bardzo trudna, ale chce sprostować informacje na temat śmieci syna.
– „To jest rozpacz, której nie da się opisać. Teraz po dwóch tygodniach jestem gotowy na tę rozmowę. Chcę powiedzieć, że Mateusz kochał życie i kochał ludzi. Ze swoją narzeczoną planował bardzo szczegółowo przyszłość. Natychmiast po śmierci Mateusza pojawiła się lawina fake newsów, na zasadzie „nic nie wiem, ale się wypowiem” w tym wiele szczególnie obrzydliwych, które zaczęły się od informacji ratowniczki medycznej, która trzy minuty po zakończeniu nieudanej akcji reanimacyjnej wyszła z domu i napisała w mediach społecznościowych kłamliwy komunikat. I z tego kłamliwego przekazu powstały jakieś bzdury o samobójstwie, o jakiejś imprezie i przedawkowaniu, to wszystko nieprawda” – rozpoczął Murański.
Zobacz także: Narzeczona Mateusza Murańskiego przerywa milczenie. Dopiero teraz była gotowa zabrać głos po nagłej śmierci aktora
Jacek Murański wyznał, że narzeczona jego syna, Karolina, wybrała się w odwiedziny do swojego taty do Bydgoszczy, a Mateusz zadzwonił do niego 7 lutego z prośbą o spotkanie.
– „Mateusz do mnie zadzwonił i chciał się spotkać. Chciał, żebym do niego przyjechał, mówił, że to są rzeczy, które trzeba omówić twarzą w twarz, że to nie na telefon, że chce ze mną porozmawiać jak z ojcem i przyjacielem. Zawsze jak chciał coś bardzo osobistego przegadać nie robiliśmy tego przez telefon. To było we wtorek 7 lutego, dzień przed jego śmiercią. Mówię ok, „Będę u ciebie około 21”. Przegadaliśmy tam u niego ponad trzy godziny. Mówiliśmy między innymi o bardzo bieżących sprawach, jak na przykład jego potwierdzony już powrót do produkcji serialu „Lombard. Życie pod zastaw”, z którego bardzo się cieszył. Był w stałym kontakcie z prezesem i właścicielem Telewizji Puls, Dariuszem Dąbskim, który na spotkaniu w listopadzie uzgodnił z Mateuszem ten powrót” – dowiadujemy się.
Okazuje się, że Mateusz miał nie tylko wrócić do „Lombard. Życie pod zastaw”, ale i otrzymał propozycję głównej roli w produkcji Netflixa. 29-latek podpisał także kontrakt z Fame MMA.
– „Mateusz wiele zawdzięczał panu Dąbskiemu, nawet kiedyś powiedział przy mnie, że to jego drugi ojciec, ja się trochę żachnąłem, a wtedy Mati powiedział do mnie: „Spokojnie tatuś, artystyczny ojciec”. O tym też jeszcze nikt nie wie, ale prezes Dąbski zaproponował Mateuszowi główną rolę w koprodukcji z Netflixem filmu „Więzy krwi”. Na Mateusza czekała bardzo dobra aktorska przyszłość. Zresztą nie tylko aktorska gdyż chcę potwierdzić wiadomość opublikowaną przez Federację Fame MMA o tym, że na początku lutego Mateusz podpisał z Fame MMA kontrakt wiążący strony do końca 2024 roku. Od siebie mogę dodać, że pomagałem Mateuszowi podczas negocjacji z Federacją i był to tak zwany „kontrakt marzeń” . Mateusz był również z tego powodu bardzo szczęśliwy” – dodał Murański.
Jacek Murański o tragicznym dniu: „Widzę, że Mateusz leży w łóżku i śpi. Coś mnie zaniepokoiło”
Następnie Jacek Murański zdradził szczegóły kolejnych walk syna, po czym powrócił do 7 lutego.
– „Mateusz chciał, żebym do niego przyjechał, bo chciał też porozmawiać o sprawach prywatnych, nawet intymnych. Zaczęli z narzeczoną myśleć o dziecku. Pytał mnie co o tym sądzę, czy nie za wcześnie, jak ja będę się czuł jako dziadek, a Aśka (bo tak mówił o swojej mamie) jako babcia. Pytał jak na mnie wpłynęło to, że zostałem ojcem. Powiedziałem mu, że nie ma nic lepszego dla faceta, jak zostać ojcem. Że to jest fantastyczne, że to źródło siły, motywacji do życia i do rozwoju. Mówię: „Mati, dla mnie nic lepszego nie może się zdarzyć”. Pokazał mi obrączki jakie planują, powiedział gdzie chce się oświadczyć. W tym momencie zrozumiałem, dlaczego nie chciał o tym rozmawiać przez telefon. Wyszedłem od niego z mieszkania przed północą. Zadzwoniłem jeszcze do niego, bo następnego dnia umówiliśmy się na trening. Mówię: „Słuchaj, będę u ciebie o ósmej”, a Mati: „Nie, tata, daj pospać, ja zadzwonię do ciebie jak wstanę i się ogarnę”. Mam w telefonie informacje, że ta krótka rozmowa odbyła się o 23.54, 7 lutego. Wiem, że po moim wyjściu napisał jeszcze do narzeczonej: 'Wszystko w porządku, misiu kocham cię'” – opowiedział Jacek.
Mateusz nie odbierał jednak telefonu, więc Jacek Murański zdecydował do niego pojechać. Okazuje się, że to on odnalazł ciało syna.
– „Pojechałem do niego pod dom. Nie odbierał telefonu. Miałem od Karoliny klucze do ich mieszkania, bo oni mieli swoje cztery psy, którymi się opiekowałem, jak wyjeżdżali. Bardzo kochali psiaki, Karolina przywoziła psy z Ukrainy, te których właściciele zginęli i szukała dla nich nowych domów. To była ich kolejna pasja, chcieli założyć schronisko, czy raczej punkt adopcyjny dla zwierzaków. Wchodzę do domu i widzę, że Mateusz leży w łóżku i śpi. Pomyślałem, że to bardzo dobrze, bo Mateusz miał od wielu lat ogromne kłopoty ze snem. Cierpiał na bezdech senny i bezsenność, był prowadzony przez lekarza, zastanawiał się nawet nad operacją. Budził się z powodu bezdechu nawet kilkanaście razy w nocy. Przechodzę koło łóżka, bo chciałem podnieść żaluzje i coś mnie zaniepokoiło w jego twarzy. Kiedy sprawdziłem, że nie oddycha, zacząłem go natychmiast reanimować i dzwonić na pogotowie. Pogotowie przyjechało bardzo szybko, po jakichś pięciu minutach już byli. Podłączyli go do specjalistycznego sprzętu i próbowali ratować, ale było za późno. Potem patomorfolog stwierdził, że Mateusz zmarł kilka godzin wcześniej, około trzeciej w nocy”
– „Trzymam Mateusza za rękę. Przyjeżdża policja. Jacyś ludzie chodzą po domu. Policjanci, prokuratorzy, robią swoją robotę. Nie za bardzo wiem, co się dzieje. Dociera do mnie, że to ja muszę powiedzieć swojej żonie, że nasz syn nie żyje. Potwornie bałem się, że Asia i Karolina, narzeczona mojego syna mogą tego nie wytrzymać. Ale rodzicielska miłość do Mateusza, wulkany emocji w związku z zaistniałą sytuacją i niepogodzenie się z losem zostanie z nami po dzień ostateczny. Nic nas nie rozłączy, bo rodzina to jest siła i właśnie tego przy wielkim bólu doświadczamy” – podkreślił Jacek.
Jacek Murański o teoriach dotyczących śmierci syna: „Nie wiem, skąd ta ratowniczka to wzięła”
Następnie Jacek Murański odniósł się do wiadomości wysłanej przez ratowniczkę z zespołu karetki, która następnie zaczęła krążyć po sieci. „Właśnie jestem na zgonie 29-latka po oxycodonie. Masakra. Znany bokser, Mateusz Murański” – mogliśmy przeczytać w mediach społecznościowych. Jacek wyznał, że o wpisie dowiedział się dopiero od policji.
– „Powiedziała mi o tym dopiero policja z pytaniem, co z tym robię. Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, co oni z tym zrobią. Prokurator nakazał wszczęcie postępowania przeciwko tej osobie, bo nie miała żadnego formalnego prawa ani faktycznych podstaw zamieszczać takiej informacji, powiedzmy szczerze, kłamliwej informacji. Ten rzekomy Oxycodon był tylko w jej głowie. Ta osoba dla chwili popularności posłużyła się kłamstwem . A od zrozpaczonych rodziców do tej osoby kierujemy te słowa: 'Dopóki twoje ręce są czyste…Ci którzy biją w bęben hańby dla Ciebie…Sami do niego zatańczą'”
Murański w rozmowie z dziennikarzem stwierdził, że Mateusz absolutnie nie brał oxycodonu ani innych niedozwolonych substancji.
– „W żadnym przypadku. Nie stwierdzono tego lekarstwa w mieszkaniu, ani opakowań po nim. To bzdura. Nie wiem, skąd ta ratowniczka to wzięła. Patomorfolog powiedział mi, że przyczyną zgonu Mateusza mogło być gwałtowne zatrzymanie akcji serca prawdopodobnie z powodu uduszenia w połączeniu z ekstremalnym nocnym bezdechem, na który od wielu lat chorował, ale lekarka nie rozwinęła tego, szczegółowe wyniki sekcji zwłok będą za około pół roku. Wiemy, że w jego żołądku nie znaleziono żadnych lekarstw. W domu nie było żadnego oxycodonu. Boli mnie, że pamięć po Mateuszu jest hańbiona podawaniem kłamliwych informacji”
Jacek Murański wyznał, że jak na razie nie jest znana data pogrzebu Mateusza.
JM: „To nie będzie pogrzeb, lecz ceremonia. Mateusz był pełnym radości człowiekiem i na pewno by chciał, żeby ta ceremonia miała w sobie też dużo optymizmu…”
„Stary Muran” rzucił też światło na swoje dalsze plany dotyczące świata freak fightu.
– „Nie wystąpię w walce, która była zakontraktowana na 18 marca. Co będzie dalej, jeszcze nie wiem, mam głowę w zupełnie innym miejscu, ale powiem ci, że jestem pewien, że Mateusz chciałby, żebym pokazał się jeszcze klatce. Na zawsze #teammuranscy” – powiedział.
Źródło: Salon24