Miał już nagraną pracę w Niemczech i szansę na lepszą przyszłość. Niestety wszystko legło w gruzach przez fatalną pomyłkę lekarzy. Choć żyje, oficjalnie uznawany jest za zmarłego. Jak to możliwe?
Wszystkie formalności były już dopięte na ostatni guzik i lada chwila miał wyruszyć do pracy w Niemczech. Niestety jego plany legły w gruzach po tym, jak dotarła do niego informacja, że… nie żyje.
W ciągu zaledwie kilku dni jego życie zamieniło się w koszmar. Okazało się, że do jednego z krakowskich szpitali trafił mężczyzna chory na COVID-19, który miał w kieszeni mandat na nazwisko Zbigniew Alencynowicz. To na tej podstawie wystawiono akt zgonu. Jak potoczyły się jego losy?
Lekarze uznali go za zmarłego, choć tak naprawdę żyje
Z mężczyzną skontaktował się twórca internetowy posługujący się na TikToku nickiem @pacio777. Pan Zbigniew w obecności kamer podzielił się z nim swoją historią.
Nazywam się Zbigniew Alencynowicz, mówią na mnie Kowal. Zmarłem dwa lata temu. Wcześniej przed śmiercią jeździłem na TIRach — zaczął.
Jak więc to możliwe, że młody twórca z nim rozmawiał? Okazuje się, że przez fatalną pomyłkę lekarzy pan Zbigniew został uznany za zmarłego. Jak to możliwe?!
Wzięli mi wszystkie dokumenty, zabrali mi numer PESEL […]. Obcą osobę z mandatem o tym imieniu i nazwisku zabrali do Wojewódzkiego Szpitala, to była pierwsza fala COVID-a. Na podstawie mandatu wypisali mi akt zgonu — powiedział.
Informacja o śmierci mężczyzny dotarła do jego rodziny. Siostra natychmiast przyleciała zza granicy, by urządzić mu godny pochówek. Z uwagi jednak na to, że mężczyzna, który zmarł w szpitalu, był zakażony koronawirusem, odmówiono jej okazania zwłok.
Siostra przyleciała z Oslo, żeby skremować moje zwłoki, zrobić pochówek. Nie pozwolili zidentyfikować, dlatego że osoba okazała się covidowa — kontynuował.
Mimo iż od pierwszej fali COVID-19 minęły dwa lata, pan Zbigniew nadal uważany jest za zmarłego.
Teraz się spiera szpital z policją, kto jest temu winien, kto podał moje dane. To jest XXI wiek, kto potwierdził moje dane?! – mówił oburzony.
W dalszej części rozmowy wskazał, że sytuacja ta bardzo odbiła się na jego życiu prywatnym. Odebrano mu nie tylko dokumenty, ale i wszystkie wartościowe rzeczy, a przez to, że oficjalnie nie żyje, nie może nawet podjąć pracy.
Zabrali mi audi quattro, zabrali mi dokumenty, wszystko mi zabrali.
Poniżej możecie obejrzeć rozmowę.
@pacio777 …
♬ Get You The Moon – Kina
Rodzina przeżyła prawdziwy szok
Sprawę tą przed dwoma laty nagłośniła Interwencja Polsat News. 24 listopada 2020 roku zgodnie z tym, co powiedział mężczyzna, do siostry pana Zbigniewa dotarła informacja, że jej bezdomny brat zmarł w krakowskim szpitalu.
24 listopada pracownica MOPS-u w Jeleniej Górze przyszła z wiadomością, że brat nie żyje. Dostaliśmy informację, że brat został przywieziony do V Szpitala Wojskowego w Krakowie. Podjęto reanimację, ale niestety nie udało się go uratować. Nie poproszono nas o identyfikację, ponieważ pacjent miał COVID-19. Stwierdziłyśmy z mamą, że będziemy sprowadzać zwłoki brata do Jeleniej Góry. Była zlecona kremacja — powiedziała przed kamerami.
Najbliższym nawet przez myśl nie przeszło, że mógł być to błąd i z góry założyli, że faktycznie w szpitalu zmarł pan Alencynowicz.
Ojciec był osobą karaną. Pomyślałam, że skoro jest znany policji, to jednak na pewno wiedzą, że to on — powiedziała Interwencji jego córka.
Jak więc dowiedział się, że nie żyje? Siostra mężczyzny szybko załatwiła wszelkie formalności i pogrzeb miał odbyć się 28 listopada 2020 roku. Na dzień przed ceremonią skontaktowała się z córką jego przyjaciela, która mieszka w Krakowie. Ta powziąwszy smutną informację, skontaktowała się z ojcem. Możecie sobie tylko wyobrazić zdziwienie mężczyzny, który w tym czasie przebywał z panem Zbigniewem.
Siostra mężczyzny w ostatniej chwili powstrzymała kremację mężczyzny, który miał być jej bratem. Od razu zgłosiła też pomyłkę stosownym urzędom, jednak było już za późno by wycofać akt zgonu.
Mam duże problemy, dzisiaj miałem karetkę zamówioną, bo nogę zwichnąłem. I żadne pogotowie mnie nie wzięło. Oni na jakiejś podstawie muszą dokumentację wystawić, a takiej osoby jak ja – nie ma. Nic nie załatwię w żadnym urzędzie, nie wyjadę do Niemiec do pracy, gdzie pracowałem, nic nie mogę zrobić. Nie istnieję! – powiedział zasmucony w reportażu Interwencji.
Aż trudno sobie wyobrazić, że w XXI wieku dochodzi do takich pomyłek.